niedziela, 25 maja 2014

6

Justin's POV

Odwróciłem się i ujrzałem stojącą w progu Ashley. Odważnie podniosła głowę i zaatakowała mnie pytaniem, którego się po niej w tej chwili nie spodziewałem.
-Możemy porozmawiać?
Spojrzałem na nią z zaciekawionymi oczami i odłożyłem bluzę na łóżko.
-Słucham?
Zamknęła za sobą drzwi i położyła dłonie na swoje biodra.
-Mogę dowiedzieć się dlaczego muszę być właśnie tutaj, a nie we własnym mieszkaniu? Mogę się też dowiedzieć dlaczego ktoś kto zdemolował Twoje mieszkanie mnie zaatakował i gonił przez dobre dziesięć minut? Szczerze? Jestem w totalnej dupie, bo nic nie wiem, a Ty nie chcesz poruszyć za wszelką cenę tego pieprzonego tematu!-syknęła z podwyższonym tonem.
-Jeżeli chcesz wrócić do domu to proszę bardzo, nie będę już wtedy odpowiadał za to czy poderżną Ci gardło czy nie-odpowiedziałem spokojnie, mając nadzieję, że nie dojdzie do głupiej kłótni. Jest to ostatnia rzecz na którą mam właśnie ochotę. Przygryzła wnętrze swojego policzka i spuściła wzrok na dół. Chyba zrozumiała.
-Dlaczego Cię zaatakowali?- automatycznie zmieniła ton i oparła się o framugę drzwi, zakładając ręce na klatkę piersiową.
Zaczynałem być sfrustrowany i poczułem, jak irytacja rozsadza mnie od środka. Na prawdę nie lubię rozmawiać z nowo poznaną osobą na takie tematy.
-Nie chcę o tym rozmawiać-mruknąłem kładąc się na pościeli i wpatrując się w sufit z rękami pod głową.
-Chyba należy mi się jakiekolwiek wyjaśnienie, prawda?
-Prawda, powiem Ci jak będę chciał okej?
Przechyliła głowę w lewą stronę i spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. Cholera, wiem, że należą się jej jakiekolwiek wyjaśnienia, ale nie chcę na razie o tym mówić. Powiem jej dopiero kiedy będę gotowy i ogarnę to całe gówno. Jeżeli powiem jej to teraz, zacznie jeszcze bardziej panikować, dlatego wolę po prostu milczeć.
-Mam nadzieję, że przed poniedziałkiem wrócę do mieszkania, chciałam Ci przypomnieć, że pracuję-odpowiedziała sarkastycznie patrząc na mnie z kpiącą miną.
Cholernie irytująca dziewczyna. Mogłem zostawić ją w tym pieprzonym mieszkaniu i nie ratować jej buźki przed podcięciem gardełka.
Nie odpowiedziałem nic, po prostu obserwowałem jak przerzuca włosy do tyłu i wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Podniosłem się z łóżka i przeniosłem jej torbę na łóżko, zostawiając jej mój pokój do dyspozycji. Zamknąłem drzwi i zszedłem cicho po schodach. Oparłem się o metalową framugę drzwi w kuchni, przyglądając się mojemu dziadkowi i stojącej Ashley obok. Dziadek stał i mieszał wielką łyżką w garnku, a Ashley zaglądała do niego stojąc lekko na palcach.
-Jest pan pierwszym mężczyzną którego znam i potrafi na prawdę dobrze gotować-powiedziała cała uśmiechnięta podczas próbowania sosu. Uśmiech pojawił się na moich ustach. Otworzyłem je, żeby coś powiedzieć, kiedy jej drobna sylwetka odwróciła się ku mojej. Grymas zagościł na jej buzi, po czym odwróciła się z powrotem w stronę mojego dziadka, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Niepohamowany chichot wypłynął z moich ust, wypełniając całą kuchnie.
-O! Justin, ustąpiłeś pokoju koleżance, prawda?-dziadek uśmiechnął się i zdjął z ognia garnek kładąc go na blacie obok.
-Mhm- mruknąłem. Poczułem wibrację w kieszeni i wyjąłem z niej telefon. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przycisnąłem telefon do ucha.
-Siema-powiedziałem i wyszedłem z kuchni stając w korytarzu.
-O ósmej u Ryana, jest w chuj poważna sprawa, zgadnij kto z powrotem wrócił do Chicago.
Rzeczywistość uderzyła we mnie z impetem. Zaschło mi w gardle, a moje płuca z trudem wdychały powietrze. Ścisnął mi się żołądek, zacisnęły pięści i szczęka. Nacisnąłem czerwoną słuchawkę nie żegnając się nawet z Adamem. Wypuściłem z siebie powietrze i położyłem dłonie na biodra spoglądając do góry. Wszedłem do jadalni odsuwając krzesło i siadłem na przeciwko Ashley.
-O której będzie babcia?-spytałem chwytając widelec w dłoń. Dziadek odłożył widelec na bok i przetarł usta serwetką, odkładając ją później na bok.
-Mówiła, że przed szóstą powinna być w domu-odpowiedział spoglądając na mnie. Niezręczną ciszę przebijała cicha muzyka lecąca z radia w kuchni. Kontynuowałem jedzenie przygotowane przez mojego dziadka, kiedy poczułem telefon wibrujący w kieszeni moich spodni. Zdecydowałem się go zignorować wiedząc, że dziadek nie byłby zadowolony kiedy odebrałbym telefon przy stole. Zrobiłem jeszcze jeden kęs makaronu, kiedy zaczął wibrować na nowo. Westchnąłem, odkładając widelec obok talerza.
-Muszę na chwilę wyjść-powiedziałem odsuwając krzesło i wychodząc z jadalni. Usiadłem na drugim schodku i nacisnąłem zieloną słuchawkę, nie patrząc kto wyświetlił się na wyświetlaczu.
-Cześć Justin, jesteś w domu?
-Nie-odpowiedziałem oschle.
-Potrzebuję noclegu, szef mnie wyrzucił i nie mam się gdzie podziać.
-Wiesz ile mnie to obchodzi?-odpowiedziałem sarkastycznie i rozłączyłem się chowając telefon z powrotem do kieszeni. Kiedy wszedłem do jadalni Ashley i Bruce siedzieli przy stole i rozmawiali, co chwile chichocząc. Chwyciłem talerz i wyniosłem go do kuchni, odechciało mi się jeść przez telefon od tej dziwki.

Założyłem na czarną podkoszulkę szarą bluzę z kapturem, którą zasunąłem do połowy. Przejrzałem się w lustrze i chwyciłem kluczki od mojego samochodu, chowając je do kieszeni. Stanąłem przed moim pokojem i zapukałem kilka razy, usłyszałem "proszę" i naparłem na metalową klamkę. Ashley siedziała na moim łóżku i grzebała w swojej torbie. Oderwała się na chwilę i zlustrowała mnie od stóp do głowy.
-Jest szansa, że dzisiaj wrócisz do mieszkania-powiedziałem i obserwowałem jak jej twarz promienieje.
-Na prawdę?-wstała z łóżka odkładając torbę na bok.
-Tak, jest szansa-odpowiedziałem sucho-Daj mi swój numer, napiszę w razie czego do Ciebie sms.
Podałem jej swój telefon i spojrzałem w stronę okna. Oddając mi telefon oblizała usta i poprawiła włosy.
-Powodzenia, nie wiem w czym, ale powodzenia-uśmiechnęła się przyjaźnie i przechyliła głowę w prawą stronę.
Cholera jasna, nasza relacja jest na prawdę popieprzona. Jednym razem syczymy na siebie, nawet nie wiem za co, a za drugim jesteśmy dla siebie mili. Uśmiechnąłem się słabo i schowałem telefon. Pożegnałem się z Ashley i wyszedłem z domu. Przeszedłem przez werandę i trawnik po czym podszedłem do samochodu i szybko go odblokowałem.
Zaparkowałem swoje auto tam gdzie zawsze i wyszedłem z niego nie martwiąc się o tymczasowe blokowanie go. Szybkim krokiem przebiegłem przez trawnik i ścieżkę. Otworzyłem drzwi bez pukania i wszedłem do mieszkania mojego kumpla. Ujrzałem całą piątkę siedzącą na kanapie, słysząc moje kroki wszyscy podnieśli głowy do góry.
-Dobra-usiadłem na kanapie obok Adama-Co robimy?-westchnąłem głośno i oparłem się łokciem o oparcie kanapy.
-Jak to co? Możesz go rozpierdolić po raz drugi, ale tym razem w obecności publiczności-Nick zaśmiał się i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Zdajecie sobie sprawę, że jego ludzie przyjechali do mnie i przetrzepali mi pół mieszkania? W dodatku zaatakowali Ashley, to nie jest takie proste-przejechałem palcem po ekranie odblokowując go i spojrzałem na godzinę. Spojrzałem na chłopców zauważając ich zdziwione spojrzenie kiedy zastanawiali się, o co chodzi.
-Jaką Ashley?
-Sąsiadka-prychnąłem i odłożyłem telefon na bok.
W pokoju nastała cisza przebijająca się przez ciche tykanie zegara.

Ashley's POV

Popijając mrożoną herbatę przygotowaną przez dziadka Justina, odchyliłam się do tyłu opierając wygodniej na fotelu. Po mojej głowie ciągle krążyło pytanie jak Justin chcę załatwić tą sprawę, i jak do tego wszystkiego doszło. Położyłam szklankę na stoliku obok kanapy i zmrużyłam oczy myśląc, gdy nagle coś przyszło mi na myśl. Podniosłam się do pozycji pionowej i szybkim krokiem na palcach weszłam po schodach prosto do pokoju Justina. Sprawdzając czy nikt za mną nie idzie, zdmuchnęłam włosy z twarzy po czym podeszłam do drzwi, które zaraz za sobą zamknęłam. Oświeciłam światło i obróciłam się wkładając ręce do tylnych kieszeni moich spodni. Ścisnęłam swoje usta i zrobiłam dwa kroki do przodu stając przed białą komodą. Sprawdzając jeszcze raz czy nikt mnie nie obserwuje, otworzyłam pierwszą szufladę. Duuużo, dużo segregatorów i różnych teczek. Wypuściłam z siebie ciche fuknięcie i po cichu zaczęłam przeglądać wszystkie papiery, mając nadzieję, że znajdę coś co może pomóc mi w dowiedzeniu się o co w tym wszystkim chodzi. Czytając garstkami zamieszczone informacje w tych teczkach, mogłam śmiało stwierdzić, że Justin bierze udział w walkach bokserskich. Marszcząc brwi wyjęłam segregator z szuflady i usiadłam z nim na łóżku. Otworzyłam go i zaczęłam przeglądać wszystkie umowy. Mój żołądek boleśnie skręcił się kiedy usłyszałam otwierające się drzwi z naprzeciwka. Kurwa.



















przepraszam

poniedziałek, 12 maja 2014

WAŻNE

chcę was bardzo mocno przeprosić, nie dam rady dzisiaj dodać, rozdział nie jest nawet skończony, nie mogę go w ogóle napisać, w dodatku od siedemnastej nie będę miała laptopa:(
rozdział postaram się dodać jak najszybciej
jeszcze raz przepraszam :( 

piątek, 9 maja 2014

5

*godzinę wcześniej*
Podniosłam się z kanapy i mocno przetarłam oczy spoglądając na zegarek wiszący na ścianie. Nie mogę się spóźnić na kurs. Wchodząc do łazienki, zapaliłam światło po czym szybko umyłam zęby, nałożyłam lekki makijaż oraz spięłam włosy w wysokiego kucyka. Do moich uszów napłynął nieznośny hałas dochodzący zza ściany. Zmarszczyłam mocno brwi, kiedy tylko usłyszałam tuczące się prawdopodobnie talerze. Chwyciłam torbę w rękę, po czym przerzuciłam ją przez ramię. Przyznam szczerze, że obawiałam się wyjść właśnie teraz z mieszkania. Może powinnam chwilę poczekać? Spóźnię się na kurs, cholera...
Poczułam jak coś przeskakuje mi w żołądku, a serce zamiera kiedy otworzyłam drzwi i zobaczyłam otworzone drzwi do mieszkania Justina, a w środku totalny burdel. Połamane krzesła, potrzaskane talerze, wszystko porozrzucane dookoła. Moje oczy się rozszerzyły, w momencie kiedy poczułam coś zakrywającego moje usta i silną parę rąk oplatającą moje ciało. Zaczęłam krzyczeć, kopiąc w co popadnie. Do oczu napłynęły mi łzy, gdy próbowałam pozbyć się dłoni na ustach. Ogarnęła mnie więcej niż panika. Byłam dosłownie przerażona, jednak w momencie zapaliła mi się czerwona lampka. Wyrwałam jedną rękę z ucisku i łokciem, najmocniej jak tylko potrafiłam, uderzyłam mężczyznę w brzuch. Korzystając z okazji, wyrwałam drugą rękę i uderzając go kolanem w jego czułe miejsce, zaczęłam uciekać. Zbiegając po schodach, jak dotąd moim najszybszym tempem w życiu, zdążyłam parę razy się zahaczyć i praktycznie wywrócić, ale nie zatrzymywałam się ani na chwilę, ryzykując przynajmniej wybiciem zębów. Podczas biegu do mojego samochodu, otworzyłam swoją torbę i patrząc ciągle na drogę, szukałam po omacku kluczyków do mojego samochodu. Drżącymi rękami otworzyłam drzwi samochodu i wskoczyłam do niego jak najszybciej tylko potrafiłam. Nie martwiłam się już zapinaniem pasów i jakimiś pieprzonymi przepisami, chciałam jak najszybciej dostać się do Justina. Przełykając głośno ślinę spojrzałam w lusterko i ujrzałam nadjeżdżające wielkie czarne auto za moim samochodem. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrze i skręciłam w najbliższą uliczkę, próbując zgubić tego palanta. Ścisnęłam mocniej kierownicę i zignorowałam ból panujący w moich ramionach. Czując jak robi mi się słabo, oparłam się o siedzenie, pozwalając swojej głowie uderzyć o zagłówek. Zerknęłam w lusterko i cicho wypuściłam z siebie powietrze. Chyba ich zgubiłam. Skręciłam i kilka minut później wjechałam na parking. Wysiadłam i biegnąc, otworzyłam drzwi, totalnie ignorując recepcjonistę. Chciałam znaleźć się w tym momencie tylko obok Justina, chcę dowiedzieć się co do cholery jasnej tutaj się wydarzyło. Pchnęłam te cholerne drzwi z dziwną siłą, przemieszaną we mnie ze śmiertelną trwogą i weszłam do środku, powstrzymując oddech. Przebiegłam parę metrów w jego stronę i zatrzymałam się na środku sali. Jego oczy pociemniały widząc w jakim stanie jestem, podszedł parę kroków bliżej i przeczesał włosy swoją dłonią.
-Justin-mój głos w jednym momencie się załamał.
-Co się stało?-chwycił moje ramię. Ale zanim mogłam coś powiedzieć, poczułam, że odpływam i sekundę później moje ciało bezwładnie opadło w ręce Justina, a wszystko wokół ogarnęła ciemność.

Uniosłam lekko do góry ciężką jak mosiężna gałka głowę i zawiesiłam ją w powietrzu, sama gdzieś w duchu zastanawiając się, jak jeszcze znalazłam na to siłę. Okropny szum w głowie, rozmazane widoki, przeraźliwy ból ucha. Ścisnęłam mocno powieki, i rozejrzałam się dookoła. Wypuściłam głośno powietrze kiedy przypomniałam sobie co się przed chwilą wydarzyło. Podniosłam się nieco do góry i z powrotem usiadłam na... materacu? Nie przypominam sobie, żebym mdlała na jakiś materac. Cholera, co z Justinem? Zostawił mnie tutaj? Dupek.
Drzwi na salę otworzyły się, a zza nich wyjawił się Justin idący z czymś niebieskim w ręce. Jest, nie zostawił mnie. Odetchnęłam cicho. Przyśpieszył kroku i klęknął obok mnie. Miał zmarszczone brwi, kiedy jednak dotarło do niego, że otworzyłam oczy - odetchnął z ulgą i przetarł ręką czoło.
-Nareszcie się obudziłaś, co się stało?- usiadł na skrawku materaca przyglądając się z zatroskaną miną-Już chcieliśmy wzywać pogotowie, na całe szczęście się obudziłaś.
-Justin.. Ja..-jęknęłam i złapałam się szybko za głowę, bo poczułam ostry ból. No tak, skutki mdlenia.
Spojrzał na mnie z pytającą miną i przysunął się bliżej kładąc rękę na mojej łydce. Zaczęłam opowiadać wszystko, tak szybko, jak zawodowy raper. Kiedy skończyłam, Justin oderwał rękę i chwycił się nią za czoło, klnąc pod nosem. Przebiegł palcami po włosach, z frustracji ciągnąc końce.
-Zaczęli mnie gonić, nie wiedziałam gdzie się podziać, nie wiedziałam gdzie mam jechać, dlatego przyjechałam tutaj, przepraszam, że zabrałam Ci czas-mruknęłam przymykając oczy. On dalej nie odpowiadał.Widocznie był w takim samym szoku tak jak i ja.
-Co z lekcją, gdzie są wszyscy?- podniosłam się lekko z materaca i rozejrzałam wokół siebie.
-Odwołałem lekcję w ostatnim momencie, musimy jechać do naszego bloku. Zostaniesz w samochodzie.
Słysząc jego słowa, wreszcie ogarnęła mnie ulga, ale to nie wystarczało, żebym myślała rozsądnie. Oblizując usta, wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując choć na chwilę przestać się denerwować.
-Dasz radę dojść do samochodu, czy mam Cię zanieść?
Zanieś mnie. 
-Dam radę dojść sama-mruknęłam podnosząc się z materaca próbując utrzymać równowagę. Wyszedł z sali trzaskając za sobą drzwiami, zostawiając mnie samą jak palec. Obciągnęłam swoją bluzkę na dół i przeczesałam dłonią moje włosy. Wyszłam z sali próbując dogonić Justina, musiał być już na zewnątrz, bo nie mogłam go nigdzie znaleźć. Uśmiechnęłam się słabo w stronę recepcjonisty i wyszłam przez drzwi frontowe na dwór. Justin stał przy swoim samochodzie grzebiąc w bagażniku, odwrócił się kiedy poczuł moją obecność i zmarszczył brwi.
Za co on jest na mnie zły?
Podeszłam do swojego samochodu i wyciągnęłam z niego torbę, którą miałam wziąć ze sobą na kurs. Zamknęłam drzwi i podeszłam nieśmiało obok Justina.
-Zostaw swoje auto tutaj, potem po niego przyjedziemy-powiedział.
-Mogę jechać, przecież nic się nie stanie-odpowiedziałam cicho.
-Ryzykując, że znów zemdlejesz przed kierownicę i rozpierdolisz się o pierwsze lepsze drzewo?-warknął i zamknął klapę bagażnika-Wsiadaj.
Usiadłam na skórzanym fotelu i zapięłam pas bezpieczeństwa. Justin bez żadnego słowa odpalił samochód i wyjechał z miejsca parkingowego. Czując napięcie w samochodzie, zaczęłam nerwowo bawić się palcami i przygryzać wargę, aby się czymś zająć. Moja głowa mocno pulsowała, a obraz przede mną dalej był lekko rozmazany. Justin dosłownie w sekundę na mnie spojrzał, po czym skierował wzrok na drogę przed sobą. Mój żołądek boleśnie się skręcił kiedy Justin zaparkował auto przed naszym blokiem i wyszedł zostawiając mnie ponownie - samą jak palec. Bóg ma dla mnie widocznie inne plany, miałam dzisiaj w spokoju iść na kurs, potem wrócić i iść z moją znajomą do kina. Nie minęło 5 minut, a Justin znalazł się ponownie w samochodzie. Usiadł w bezruchu na fotelu i odwrócił głowę w moją stronę lustrując mnie wzrokiem.
-Słuchaj, nie chcę, żeby stała Ci się krzywda, dlatego muszę Cię gdzieś zabrać.
Pobladłam. Naprawdę, moja twarz nabrała koloru kartki papieru. Nie czekając na moją odpowiedź, uruchomił silnik samochodu i wycofał, jadąc prosto przed siebie.
-Gdzie?-spytałam nie pewnie.
-Nie wiem-odpowiedział zrezygnowany nie odwracając wzroku z drogi-Postaram się załatwić to gówno w kilka dni i wrócisz do domu.
Pierwszy raz widzę Justina w takim wydaniu, był dosłownie wściekły, tak na prawdę to się wcale mu nie dziwię, no bo... jakbyście zareagowali gdyby ktoś rozwalił wasze całe mieszkanie i zaatakował sąsiadkę bez powodu? Klatka piersiowa Justina podnosiła się i opadała niespokojnie. Po mojej głowie kłębiła się myśl, dlaczego to się stało? Może miał długi? Sądząc po tym jaki ma samochód i jak jest ubrany, wątpię, że pożyczał od kogoś pieniądze. No ale mogę się mylić.
Justin gwałtownie nacisnął hamulec i zaparkował na podjeździe. Otworzył drzwi i rozkazał mi wysiąść.
-Gdzie jesteśmy?- spytałam zamykając drzwi.
-Przed domem mojego dziadka, słuchaj Ashley, na prawdę nie chciałem, żeby to wszystko się wydarzyło. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś się do mnie dopierdolą, jak już powiedziałem, postaram się to ogarnąć w parę dni i obiecuję Ci, że wrócisz do swojego mieszkania.
-W porządku-pokiwałam głową rozumiejąc co ma na myśli i podeszłam bliżej w jego stronę.
Domek wyglądał na prawdę uroczo. Wszystko dookoła niego było idealnie dopracowane, jestem pewna, że jeżeli przyłożyłabym linijkę do żywopłotu to długość była by co do milimetra równiutka, a posiane gdzieniegdzie kwiatki dodawały uroku całemu prześlicznego ogródkowi. Weszliśmy na ścieżkę wyłożoną z marmuru prowadzącą przez całą długość placu. Weszliśmy na niskie schodki kończące ścieżkę, prowadzące do dużych dębowych drzwi. Justin zapukał kilka razy i odsunął się na metr do tyłu. Nie minęła minuta, a w progu stanął przesympatyczny z wyglądu starszy człowiek.
-Justin! Dlaczego mnie nie uprzedziłeś, że przyjedziesz? Twoja nowa dziewczyna? Stęskniłem się za Tobą synu-mężczyzna zaczął wymachiwać rękami dookoła, patrząc na zmianę na mnie i na Justina. Justin zaśmiał się cicho i poklepał staruszka po plecach.
-Możemy zatrzymać się u Ciebie na parę dni? Na naszym piętrze jest awaria i nie mamy prądu, postanowiłem Cię odwiedzić i przy okazji zabrać ze sobą moją znajomą, to jest Ashley.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i podałam dłoń starszemu mężczyźnie.
-Jestem Bruce-uśmiechnął się sympatycznie i ucałował moją dłoń-Zapraszam do środka, nie stójcie tak tutaj!-niemalże krzyknął i przepuścił nas w drzwiach.
Całe mieszkanie miało charakter bardzo ciepły. Wszystko było dopasowane do siebie kolorystycznie, jestem pewna, że Bruce nie urządzał tego sam, zdecydowanie widać tutaj kobiecą rękę.
-Jesteście głodni? Za chwilę będzie gotowy obiad, idźcie się rozpakować na górę-powiedział i szybkim krokiem poszedł w stronę kuchni. Justin chwycił moją torbę i wyprzedził mnie idąc na górę. Nie będę tutaj stała jak słup soli no nie? Nie czekając ani chwili, ruszyłam za nim, wchodząc do jasnego pokoju. Obstawiam, że był to kiedyś pokój Justina.


troszkę mi smutno, że komentarzy jest sto razy mniej niż wyświetleń. proszę o komentarze :) 
następny w niedzielę lub poniedziałek, zależy jak się wyrobię :)
na prawdę gorąco proszę o opinie :)


dziękuję za wspaniały wygląd bloga wspaniałej @roleyhopes

środa, 7 maja 2014

4

czytasz=komentujesz


Wybiła pierwsza w nocy. Księżyc tkwił pośrodku ciemnego nieba, bezproblemowo w otoczeniu miliona swoich kochanek - gwiazd. Powietrze, tradycyjnie pachniało nocnym miastem - jedynym, wyjątkowym zapachem o tej porze. Zamknęłam drzwi balkonowe i mocno wciągnęłam powietrze do swoich płuc. Zakryłam białym, zwiewnym swetrem nagie ramiona i niezgrabnie wsunęłam na gołe stopy czarne baletki. Zamknęłam po cichu drzwi od mojego mieszkania i cichutkim krokiem weszłam po schodach na ostatnie piętro. Wyjęłam nie zamkniętą na kluczyk kłódkę wiszącą na kracie, która oddzielała drzwi przez które za chwilę miałam przejść. Odłożyłam kłódkę na parapecie przylegającym do ściany i obciągnęłam sweter lekko na dół. Nagły podmuch wiatru połaskotał moją szyję i każdą odkrytą część ciała, powodując przy tym ciarki. Moje baletki doskonale odbijały się od twardej powierzchni kiedy weszłam na dach. Tak, byłam na dachu. Widok z góry był po prostu przepiękny - szczyty wysokich wieżowców, dachy domów pokryte lekką mgłą, mrówczych rozmiarów samochody i ludzi w nich, zupełnie nie zdających sobie sprawy, że tutaj, na górze, stoi pewna Ashley która dodaję do albumu najpiękniejszych chwil życia kolejny moment, który ciężko będzie zetrzeć z jej własnej karty pamięci. Usiadłam na betonowym murku który dzielił tylko parę metrów od krawędzi dachu, po czym chowając dłonie pomiędzy wewnętrzną część ud, aby je ogrzać, lekko zadrżałam. Myśli kłębiły się po całej mojej głowie nie pozwalając mi zasnąć, dlatego też znalazłam się tutaj. Od czasu kiedy Austin zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką - Kels, nie miałam tak na prawdę osoby z którą mogłabym szczerze porozmawiać, pośmiać się, cokolwiek. Wiadomo, mam znajomych, ale jednak brakuję mi takiej osoby do której mogłabym zadzwonić chociażby w środku nocy.
Justin. 

-Ładnie tutaj, nie?- przeniosłam wzrok za siebie, a moje źrenice same się rozszerzyły. Skąd wiedział, że właśnie tutaj się znajduję i to w środku nocy?
-Jest przepięknie- cicho odpowiedziałam przenosząc z powrotem wzrok na widok rozkładający się przed nami-Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem?
Odwróciłam się, ciągle siedząc na miejscu i lekko zadarłam głowę do góry aby móc na niego spojrzeć. 
-Przychodzę tutaj gdy nie mogę zasnąć, prawdę mówiąc, byłem tutaj jakieś dwie godziny temu, ale wróciłem. Nie byłoby mnie tutaj gdybym nie mógł zasnąć i nie słyszałbym, że wychodzisz- odpowiedział normalnie, a na jego twarzy malowała się powaga. Założyłam cienki kosmyk włosów za ucho i pokiwałam niepewnie głową. Cisza wypełniła przestrzeń między nami, zanim Justin znów się odezwał.
-Nie zimno Ci?
Nagle poczułam jak coś skacze mi w sercu, a brzuch wypełnia się motylkami. Czy on się o mnie troszczy? Nie wiem, ale mam taką nadzieję
-Nie, nie, jest dosyć ciepło jak na taką noc- wypaliłam pierwsze lepsze zdanie które mi przyszło do głowy. Skłamałam.
-Wcale nie widać jak się trzęsiesz, wcale- po tym, jak ułożył usta, wiedziałam, że chciał się kpiąco uśmiechnąć, ale się powstrzymał. Westchnęłam głośno i odpowiedziałam.
-Za chwilę i tak wracam, więc nie ma to najmniejszego znaczenia. 
Chłopak nie odpowiedział nic tylko spojrzał przed siebie i włożył ręce do kieszeni. Cholera jasna, dlaczego on ma na sobie spodnie, bluzkę i skórzaną kurtkę. Wygląda jakby przed chwilą wrócił z jakiejś imprezy. 
-Ile masz lat?-wypalił nagle siadając na betonowym murku tuż obok mnie. Oparłam łokcie o moje kolana i spojrzałam na niego kątem oka. 
-Kobiet nie pyta się o wiek-uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę w jego stronę- Zgaduj.
-Stawiam 19-odpowiedział pewnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że siedzimy bardzo, ale to bardzo blisko. Nasze ramiona i kolana stykały się, a ja doskonale mogłam usłyszeć jak równo oddycha.
Posłałam mu spojrzenie, mówiące 'oh, czyżby?' a on widząc wyraz mojej twarzy cicho zachichotał odwracając głowę w przeciwną stronę.
-Kończę dwadzieścia lat szesnastego lipca-westchnęłam, po czym zaczerpnęłam czystego powietrza i spojrzałam w niebo. Zassał swoje zęby, lekko przechylając głowę.
-Więc jestem o cztery lata starszy-oblizał usta i lekko zmierzwił swoje włosy-Wiesz, ja już spadam na dół, bo z samego rana muszę jechać do pracy. Będziesz jutro na lekcji, prawda?-wyszczerzył rząd białych zębów i uważnie mi się przyglądał kiedy podnosiłam się do pozycji stojącej. Stanęłam naprzeciwko niego i zakładając kolejny kosmyk swoich włosów, pewnie pokiwałam głową. Uśmiechnęłam się kiedy Justin trzymając drzwi, przepuścił mnie i zamknął je za mną. Droga po schodach przebiegła cicho. Żegnając się i wchodząc do mieszkania, zrzuciłam z siebie baletki i sweter w najbliższy kąt, po czym nie obijając się, wskoczyłam na łóżko, zapadając w cichy sen. 

Odkręcając ciepłą wodę w kranie, obmyłam nią twarz, po czym namydliłam ją waniliowym mydłem, a następnie osuszyłam ręcznikiem i umyłam zęby. Nałożyłam trochę pudru i tuszu na swoje rzęsy i policzki, po czym chwyciłam szczotkę i dokładnie rozczesałam swoje nieszczęsne włosy. Podchodząc do szafy, wydęłam lekko usta, zastanawiając się, co dziś na siebie włożyć. Wybrałam czarne rurki i obcisłą białą bluzkę z długim rękawem. Podniosłam torbę z kanapy i chowając telefon do kieszeni wyszłam z mieszkania. Nacisnęłam metalowy przycisk i weszłam do windy zjeżdżając na sam dół. Siadając na fotelu, zapięłam pas bezpieczeństwa i włożyłam kluczyki do stacyjki, zapalając silnik. Nienawidzę robić spożywczych zakupów, dlatego też robię to nie za często. Głównie tylko wtedy kiedy nie mam nic do jedzenia w lodówce. Zgasiłam silnik w momencie kiedy zaparkowałam swój samochód na parkingu przylegającym do supermarketu. Odpinając pasy, wysiadłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Poprawiłam torebkę na moim ramieniu i weszłam do sklepu przechodząc przez rozsuwane drzwi. Chwytając koszyk, przeszłam przez bramkę alarmową i w spokoju zaczęłam szukać potrzebnych mi produktów. Wrzuciłam ostatnie potrzebne mi rzeczy, po czym podeszłam do kasy i wyłożyłam produkty na taśmę.

Justin's POV

Uderzyłem pięścią w szafkę, próbując wyładować złość, ale w efekcie denerwowało mnie to jeszcze bardziej. Kiedy się zdenerwuję, złość przejmuje nade mną kontrolę i już nad sobą nie panuję. Jakbym tylko ja tam stał, a ktoś inny mną sterował. Wzdychając, potrząsnąłem głową, pozbywając się wszelkich myśli na temat tej dziwki. Gwałtownie wciągnąłem powietrze i przetarłem czoło ręcznikiem.
Za dwa tygodnie, po czteroletniej przerwie, ma odbyć się moja walka z Cameronem Guirlas'em. Ostatnim razem mnie zniszczył, zostawiając leżącego na środku ringu. Spojrzałem na wiszące rękawice bokserskie przy mojej szafce i spuściłem wzrok na dół. Wrzuciłem rękawice do torby, którą załadowałem do szafki. Włożyłem na siebie czarny podkoszulek i spodenki, po czym otworzyłem butelkę wody niegazowanej i wypiłem z niej cztery głębokie łyki. Odkładając butelkę na miejsce, spojrzałem na zegarek i podrapałem się po szyi. Za 10 minut zaczyna się kurs. Nigdy nie czułem się tak jak dzisiaj, nie miałem zupełnie ochoty na prowadzenie tego pieprzonego kursu, z powodu mojego chujowego humoru. Zamknąłem drzwi od szatni na klucz i przewiesiłem smycz którą przerzuciłem za koszulkę. Otworzyłem drzwi na salę i nie minęła nawet minuta kiedy drzwi naprzeciwko otworzyły się gwałtownie, a w progu stała... Ashley?
Podbiegła paręnaście kroków w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłem, że wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem, a jej oczy i usta były szeroko otworzone w szoku. Jej oczy były całe czerwone i zaszklone. Podszedłem krok bliżej i przebiegłem dłonią po swoich włosach.
-Justin-jej głos się załamał, a moje serce z sekundy na sekundę biło coraz szybciej.
-Co się stało?-spytałem chwytając ją za ramię. Nie zdążyła odpowiedzieć, czułem tylko jak bezsilnie upada w moje ramiona. O cholera. 



nie jestem zadowolona z tego rozdziału, mogę wam jedynie obiecać, że następne będą o niebo ciekawsze od tych początkowych
następny rozdział w piątek! 


JESTEM TUTAJ: ask.fm/nessesx
I TUTAJ: twitter.com/swagersie 

sobota, 3 maja 2014

3

Weszłam do mieszkania i najmocniej jak tylko potrafiłam, trzasnęłam frontowymi drzwiami, aż na półce zatrząsł się czerwony wazon którego dostałam od mojej byłej przyjaciółki. Mógłby zlecieć, nic nie robi tylko mnie denerwuje. Dlaczego ja się go jeszcze nie pozbyłam? Rzucając torbę w najbliższy kąt, szybkim krokiem weszłam do pokoju i otworzyłam szafę z której automatycznie wyleciało parę ubrań. Mam tylko pół godziny, aby ubrać się w najbardziej eleganckie rzeczy jakie posiadam i jechać razem z Johnem - asystentem mojej szefowej, na imprezę otwarcia firmy która ma z nami od przyszłego tygodnia współpracować. Dlaczego ja tam jadę? Ponieważ moja szefowa na to nie ma najmniejszej ochoty. Ta. Powinnam się cieszyć, w końcu razem z Johnem będę reprezentowała firmę w której pracuję. Szkoda, że dowiedziałam się dopiero o tym jakąś godzinę temu. Zamiast spędzać przyjemnie piątkowe popołudnie, muszę jechać na jakąś pieprzoną imprezę. Przeszukując nerwowo wieszaki w mojej szafie nareszcie dorwałam sukienkę która wygląda nawet dobrze. Założyłam więc czarną sukienkę, przed kolano, od spodu wykończoną tiulową halką, na cieniutkich ramiączkach. Aby nie wyglądało to zbyt wyzywająco, dobrałam do niej marynarkę, cieniutki pasek w pasie i czarne szpilki. Mam nieco dość latania w szpilkach w tę i z powrotem, ale niestety nie mogę już narzekać. Nałożyłam lekki makijaż i wyprostowałam zakręcone końcówki moich włosów. Zakładając torebkę na ramię obróciłam się i spojrzałam jeszcze na zegarek. Wyrobiłam się idealnie w czasie. Wyglądając przez okno na klatce schodowej, spostrzegłam gdy przed bramą wjazdową do mojego bloku zaparkował powoli czarny samochód. Drzwi się otworzyły, a z nich wyskoczył John w idealnie skrojonym garniturze. Muszę przyznać, że w takim wydaniu go jeszcze nie widziałam. Poprawił włosy, zdjął z twarzy okulary gestem hollywoodzkich amantów i oparł się o samochód. 


Ogromna sala pełna światła, szklanych ścian i architektonicznie wymyślnych mebli zawitała do moich oczu, odbijając się od nich z blaskiem. Przystojni kelnerzy w eleganckich smokingach częstowali gości przy wejściu drinkami na srebrnych tacach, w tym nas. Chwyciłam szklankę z palemką i obejrzałam się za siebie, aby nie zgubić Johna. Udaliśmy się w stronę kanap i czekaliśmy dumnie, aż całe przyjęcie i pokaz się zacznie. Obserwując dookoła co się działo, mogę jedno stwierdzić: WOW. Nie może dojść do mnie to, że taka firma jak ta, chcę abyśmy my ją reklamowali. Przy nich jesteśmy dosłownie jak maluteńka mróweczka nie sięgająca nawet do pięt. Nie minęło 10 minut kiedy cały pokaz się zaczął, a na środek sceny wyszedł niziutki mężczyzna w białym garniturze i bardzo wyróżniającymi się okularami większymi od jego całej głowy.
Z wykładu który nam przedstawił, mogliśmy wywnioskować, że będziemy robić reklamę firmie która zajmuje się przygotowaniami bokserów do walk. Muszę szczerze przyznać, że czegoś takiego jeszcze nie reklamowaliśmy i już wiem, że nie będzie to dla nas łatwe. Zwykle robienie bilbordów oraz różnych reklam kończyło się u nas na jogurtach, proszkach do prania, czy też firmą z firankami. John podał mi rękę, a ja chwytając ją wstałam, obciągając sukienkę lekko w dół.
-Pobędziemy tutaj jeszcze jakieś pół godziny, a potem się zmywamy-szepnął mi do ucha i pociągnął mnie za nim. Wolnym, równym i spokojnym krokiem przechadzałam się między rozmawiającymi parami, damami kosztującymi ciasta czy mężczyznami zaglądającymi do kieliszka. Każdego darzyłam szerokim uśmiechem – w końcu muszę dobrze reprezentować naszą firmę. John zatrzymał się na środku sali i pewnym krokiem podszedł do mężczyzny który stał na scenie jeszcze kilka chwil temu.
-Oh, dzień dobry! Szukałem państwa- z niewiadomych powodów śmiech wypłynął z jego ust. Posłał mi szeroki uśmiech i poklepał po plecach-Kogo tutaj przyprowadziłeś?
Spojrzał na Johna zadzierając lekko głowę do góry, a następnie przenosząc wzrok na mnie.
Zdecydowanie nie było to dla mnie przyjemne kiedy położył swoją dłoń na moich plecach, wręcz czułam się nie zwykle spięta, no ale dobre wrażenie trzeba zrobić. Zaśmiałam się nerwowo, a John przedstawił mnie, nazywając jego asystentką, co było zdecydowanie nie prawdą. Zajmuję się co najwyżej w jakimś tam stopniu projektowaniem bilbordów i wypełnianiem głupich formularzy. 
-W poniedziałek przywieziemy wam ofertę którą chcemy abyście zaprojektowali i zareklamowali na wielkim bilbordzie- odpowiedział popijając drinka znajdującego się w jego kieliszku-Nie zajmuję wam więcej czasu, idźcie potańczyć!-powiedział głębokim głosem rozkładając ręce na bok i zaczął ponownie się śmiać. Jego śmiech przypominał mi śmiech mojego dziadka kiedy w rodzinne popołudnie podłapywał suche żarty i nie mógł przestać się śmiać. Uśmiechnęłam się lekko, odwracając się w stronę Johna i podążając za jego plecami wyszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć i poruszać się w dziwnym stylu do powolnej muzyki która składała się tylko i wyłącznie z delikatnego pianina. 
-Nie wiem jak ty, ale ja zdecydowanie wolę tańczyć w klubach i zdecydowanie do szybszej muzyki- powiedział na tyle cicho, aby nikt obok nie usłyszał. Zaśmiałam się cicho i pokiwałam głową, dając mu jasno do zrozumienia, że czuję to samo. Muzyka z minuty na minutę, robiła się coraz szybsza, lecz nie była jednak taka jaką ja preferuję. Razem z Johnem postanowiliśmy usiąść jeszcze na chwilę przy stolikach i zwinąć się do domu. Kiedy puścił moją talię i wyminął mnie aby zejść z parkietu, ktoś chwycił lekko moje ramię. Zastygłam i niepewnie obróciłam się aby zobaczyć kto mnie zatrzymuje. 
Zlustrowałam spojrzeniem Justina i zmarszczyłam brwi spoglądając w jego brązowe oczy.
-Co Ty tutaj robisz?-spytał mierząc mnie wzrokiem.
Parkiet dookoła zapełniony jest tańczącymi parami, a my, stojący pośrodku nich, jakby wyrwani z rzeczywistości. Chwycił mnie za przed ramię i zszedł z parkietu ciągnąc mnie na bok.
-Mogę zadać to samo pytanie Tobie- przełknęłam ślinę i przygryzłam wnętrze mojego policzka. 

-Jest to impreza mojego szefa, dlatego muszę tutaj być. Smętnie trochę co nie? - zaśmiał się i oparł o ścianę, wkładając ręce do kieszeni w spodniach. Zdziwiło mnie to, że jest tak pozytywnie nastawiony do rozmowy ze mną, przynajmniej tak mi się wydaję. Zaśmiałam się i pokiwałam głową. 
-Widzę, że nie tylko ja i John mamy takie zdanie- wypaliłam kładąc dłoń na biodrze. Dopiero teraz zorientowałam się, że zostawiłam go i zostałam z Justinem. Gdzie on jest?
-John?-zmarszczył brwi, a ja zaczęłam szukać wzrokiem jego sylwetki po całej sali.
-Przyjechałam z nim tutaj-mruknęłam niepewnie kontynuując rozglądanie się po sali. Gdzie on do cholery jasnej zwiał?
-Ten co z nim tańczyłaś?- fala niepokoju przeszła przez moje ciało.
-Poczekaj tutaj chwilkę- powiedziałam i odeszłam kierując się w stronę wyjścia.

Mój wzrok po raz kolejny przeleciał przez cały parking. Cholera jasna. Wyjęłam telefon z małej torebki i wykręciłam numer Johna. 
-Cześć, tu John, nie mogę teraz odebrać, nagraj wiadomość.
-Zajebiście-jęknęłam, opierając dłoń o czoło. 
Kiedy już miałam się odwrócić i iść w stronę sali, zatrzymała mnie o wiele wyższa sylwetka od mojej, stojąca tuż za mną.
-Cholera, wystraszyłeś mnie-wypuściłam powietrze przed siebie i zerknęłam do góry napotkając się na jego spojrzenie.
-Widzę, że kolega Cię zlał. Jak chcesz mogę Cię podwieźć-mruknął obojętnie i odszedł krok do tyłu. Chyba stałam trochę za blisko. Nie będę suką i nie odmówię mu kolejny raz, tymbardziej, że i tak nie mam jak wrócić do domu, bo przyjechałam tutaj z Johnem aka dupkiem, który mnie zostawił jak ostatni palant, w mieście w którym ledwie wyjdę na ulicę i już się zgubię. 

Co dziwne, jazda nie była tak niezręczna, jak się spodziewałam. Mimo, że prowadził w ciszy, nie było między nami przepaści. To było dosyć normalne. Jakbym była w samochodzie ze znajomym. Włożył rękę do kieszeni marynarki, wyciągając paczkę papierosów, po czym wyjął jednego i go odpalił. Jest w swoim samochodzie, nie mogę mu nic zabronić. Spojrzałam na jego profil, a on automatycznie uśmiechnął się i otworzył okno wyrzucając przez nie, nawet nie wypalonego do połowy papierosa.
-Przepraszam, zapomniałem.
że co..







pamiętajcie, że każdy komentarz mnie motywuje! pamiętajcie również, że dopiero się uczę i daję z siebie wszystko, nie skreślajcie mnie tak od razu. 
ask.fm/nessesx